środa, 13 maja 2015

Od Hurricane'a do Cory

Spojrzałem jeszcze raz na spuchnięte kopyto klaczy i kiwnąłem łbem.
- Jasne - odparłem po chwili. Ruszyliśmy znad plaży powolnym krokiem, by Cora mogła nadążyć. Co jakiś czas potykała się i trzeba byłą ją podeprzeć, co dzielnie wykonywałem. Powoli znów zagłębiliśmy się w zielony ląd.
- Dajesz radę? - spytałem się klaczy po dobrej chwili drogi. Kiwnęła lekko głową, ale było widać, że chyba powinniśmy przystanąć. - Jesteś pewna, że nie powinniśmy się zatrzymać?
- Nie, dam radę - upewniła mnie Cora. Niezbyt przekonany umilkłem. Jednak nie minęło wiele kroków, kiedy Cora po potknięciu się nie chciała wstać i jednak zdecydowała się odpocząć chwilę.
- W tym tempie będziemy iść parę dni! - zaczęła się skarżyć. Uśmiechnąłem się do siebie lekko.
- Cała preria jest nasza, więc można by uznać, że nigdzie nie poszliśmy - odparłem. Parsknęła w odpowiedzi niechętnie i ułożyła łeb na ziemi. Spokojnie stojąc i skubiąc trawę patrzyłem na klacz, która niecierpliwie rozglądała się po terenie i tylko oczekując, jak będzie mogła pójść dalej. Nagle ujrzałem gnającego w naszą stronę Mustanga. Zaskoczeni, ja i Cora, niemalże jednocześnie unieśliśmy łby patrząc wyczekująco, aż ogier dobiegnie. Kiedy był już blisko podszedłem parę kroków, tak że niezadowolona ze swoich ograniczonych możliwości Cora musiała bardziej się wychylić i pilnie nasłuchiwać, co mówimy.
- Gdzie byliście? Wszędzie was szukałem! - rzucił na powitanie Mustang.
- My też się cieszymy, jak ci minął czas? - spytałem ironicznie, udając że odpowiadam na powtanie "Ciesze się, że was widzę!" Jednak zaraz dodałem:
- Coś się stało?

<Mustang? Cora? Coś wymyślilam>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz